Kula chodziła niespokojnie w kółko. Mheetu nie wracał już
dziesięć minut! Powoli zaczynała podejrzewać że ,,mały” ją oszukał i chciał
wyciągnąć po prostu od niej informacje. Nigdy nie była na Cmentarzysku, ale
teraz, gdy się zastanowiła, to zrozumiała że skoro król Mufasa oficjalnie
zakazał tam chodzić, to musiał mieć powód. A Simba, Nala i
(prawdopodobnie) Mheetu złamali zakaz i
już dłuższy czas nie wracają… Kula postanowiła zapytać się starszych, dlaczego
tam nie wolno chodzić. Podeszła do Sarafiny.
-Proszę pani!
Sarafina drzemała w słońcu. Widząc Kulę, podniosła głowę i
zapytała:
- Czego potrzebujesz, malutka?
- Chciałam się zapytać, czy na Cmentarzysku Słoni żyją
jakieś groźne zwierzęta?
Lwica spoważniała. Spojrzała na Kulę badawczym wzrokiem i
powiedziała:
- Dlaczego pytasz?
- Yyy… O tak, z ciekawości.
- Czy ty czegoś nie ukrywasz? Odpowiem ci: na Cmentarzysku
Słoni żyją duże stada hien i jak wiesz, nie wolno nikomu tam chodzić.
Gdy lwiczka usłyszała te słowa, bardzo się przestraszyła.
Sarafina zauważyła to.
- Pytam się po raz drugi: czy ty czegoś przede mną nie
kryjesz? Lepiej powiedz to teraz.
- No bo Simba i Nala tam poszli, ale Nala mnie prosiła żebym
tego nie mówiła, a potem przyszedł Mheetu i powiedział że oni są w
niebezpieczeństwie i, i…
Kula prawie się rozpłakała, ponieważ myślała że to wszystko
przez nią. Sarafina wysłuchała jej dość
chaotycznej mowy, a potem objęła ją łapą i starała się uspokoić.
- Spokojnie, to nie twoja wina. Dobrze że mi powiedziałaś o
tym – o niektórych rzeczach trzeba powiedzieć dorosłym. Wracaj do domu i
uspokój się– ja poinformuję króla.
~*~
Mheetu stoczył się po stromym zboczu. Rozejrzał
się dookoła – był poza granicami Lwiej Ziemi. Wokół niego leżały kości słoni i
śmierdzące resztki mięsa.
- To jest Cmentarzysko Słoni… Przerażające. - powiedział sam do siebie. Postawił krok naprzód, cały czas obserwując teren.
-Simba!!! Nala!!! - zawołał na cały głos. Odpowiedziało mu echo.
- Tak tu pusto i ponuro... Nie wiem, czy to był dobry pomysł. Niezbyt ciekawe miejsce na wycieczkę. No cóż. Muszę ich znaleźć i nakłonić do powrotu.
Przemierzył kolejne 10 metrów, poszukując wzrokiem jakiejkolwiek żywej istoty. Nagle usłyszał jakiś dźwięk - mieszaninę warczenia i śmiechu szaleńca. Ukrył się za stertą kości. Po chwili zobaczył źródło hałasu - była to duża, szarobeżowa hiena.
-Tu... tutaj mieszkają hieny?! - szepnął sam do siebie. Jego ciało drżało, zęby uderzały jeden o drugi. Był tylko małym, przestraszonym lwiątkiem.
Hiena przeszła, nie zauważając go. Niestety zbliżała się kolejna... i kolejna... i jeszcze jedna... Mheetu po raz pierwszy widział tyle hien naraz, całe stado przechodziło tak blisko niego!!!
~*~
Mówiąc, że Simba i Nala są w niebezpieczeństwie Mheetu nie skłamał, lecz powiedział prawdę mimo woli. Goniło ich aż trzy hieny! Cała przygoda zakończyłaby się tragicznie, gdyby nie Mufasa. Lew, poinformowany przez Sarafinę zdążył w ostatniej chwili uratować lwiątka i przetrzepał skórę hienom.
Skaza był z tego powodu, delikatnie mówiąc, niezadowolony. Te głupie hieny nie zdoloły zabić słabych dzieciaków, pomimo że miały taką świetną okazję! Trzeba więc wprowadzić ,,plan B" - zabicie Mufasy wraz z potomkiem...
Hieny z łatwością dały się przekonać na jego stronę - wystarczyło im tylko obiecać luksusowe życie na Lwiej Ziemi, dużo żarcia, poddanie lwic... Skaza już wtedy wiedział że pewnie nie wywiąże się w pełni z tych obietnic, ale co z tego. Hieny miały być tylko narzędziem w jego łapach, pomocą w drodze do upragnionej władzy - później zawsze będzie można się ich jakoś pozbyć. Tak wówczas myślał Skaza - nie wiedział, że to nie będzie takie łatwe...
~*~
Mheetu skulił się najbardziej jak mógł. Jego serce biło w szalonym tempie. Żeby tylko go nie dostrzegły, żeby tylko nie...
Nagle zobaczył cień dużego zwierzęcia nad sobą. Bał się nawet odwrócić głowę, czekając na atak wielkich szczęk - na śmierć.
Minęło jednak kilka chwil, a zwierzę nadal stało nad nim i widocznie nie zamierzało go zjeść. Mheetu powoli odwrócił głowę. Tym zwierzęciem okazał się być Skaza, nie hiena. Czarnogrzywy lew przyglądał się mu ze zdziwieniem przez kilka chwil, po czym zapytał:
- Co ty tutaj robisz, smarkaczu?
- To nie twoja sprawa. - burknęło lwiątko, poirytowane przezwiskiem. Skaza podniósł je za skórę na grzbiecie. Zrobił to jednak tak niezręcznie, że pokaleczył mu skórę. Mheetu pisnął, odwrócił się i drapnął go w pysk, jednak niezbyt silnie.
- O patrzcie, jaki charakterek... Nawet mi się podoba. - Złapał go znowu i cała sytuacja się powtórzyła. Widocznie taka okrutna zabawa spodobała się lwu. Przy czwartej próbie podniesienia lwiątka Skaza powiedział:
- Dobrze, to już przestaje być śmieszne. Skoro ten sposób podnoszenia ci się nie podoba, to co myślisz o tym? - I podniósł go za ogon. Mheetu piszczał i wił się, nie potrafił jednak uwolnić się od uścisku łapy lwa. Wtedy zobaczyła go Shenzi:
- Ej, Skaza co ty tam masz? Jakiś smakowity kąsek dla nas?
- Akurat ten kąsek jest za dobry dla was. On należy do mnie. - odparł Skaza.
- I co, chcesz go zjeść?
Skaza nie odpowiedział. Odszedł dumnym krokiem, trzymając cały czas Mheetu za ogon i nucąc pod nosem ,,Przyjdzie czas".
Po pięciu minutach zmuszania Skazy do puszczenia ogonu, kremowy lewek poddał się i zapytał, zdyszany:
- Co chcesz ze mną zrobić?
Lew nie odpowiedział, nadal nucąc tę samą melodię. W końcu zatrzymał się - byli przed granicą z Lwią Ziemią. Przerzucił Mheetu przez nią.
- Trafisz stąd?
- Tak, znam to miejsce. Puszczasz mnie wolno? Nie spodziewałem się tego.
- A dlaczego mialbym zrobić coś innego z tobą? Spadaj stąd i żebym cię więcej tutaj nie widział! Nie zawsze będę miał tak dobry humor.
- To ja... Dziękuję. Uratowałeś mnie.
On już jednak nie słuchał, zbyt zajęty swoimi sprawami. Bardzo ważnymi sprawami.
***
Co o tym myślicie? Siedziałam nad tym wyjątkowo długo, a i tak wyszło byle jak. Chyba straciłam na razie wenę na to opowiadanie, ponieważ mam pomysł na nowego bloga o trochę innym stylu. Następny post na tym albo nowym blogu pojawi się w czasie przerwy świątecznej. Pozdrawiam was serdecznie!
Oj biedny Mheetu, dobrze jednak że Kula powiedziała wszystko Sarafinie, bo ta przygoda mogła się źle skończyć dla lwiątek. Bardzo przyjemnie piszesz, czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :).
UsuńBardzo mi miło, dziękuję. :) Cieszę się, że Ci się podoba. Jeśli chodzi o Twój styl pisania, również przyjemnie się czyta, tworzysz ciekawe opisy. Historia zapowiada się świetnie. Będę tutaj zaglądać. Aby nie przegapić nowych postów, zostawiam po sobie prezencik na Święta - dodam Twój blog do linków w bloggerze, czyli zostanę obserwatorem. ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę Wesołych Świąt!
Świetnie się czytało :) Już się bałam, że Skaza zabije Mheetu, w końcu po nim można się spodziewać wszystkiego...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!